Malwa
Właścicielka Stajni
Dołączył: 10 Sie 2007
Posty: 195
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/3
|
Wysłany: Sob 15:23, 11 Sie 2007 Temat postu: Relacja i trening ujeżdżeniowy |
|
|
[link widoczny dla zalogowanych]
TRENING UJEŻDŻENIOWY
Miejsce: czworobok
Czas: 1 godzina, w godzinach 16.oo-17.oo
Pogoda: ciepło, bez wiatru
Przygotowanie
Poszłam po Botę na pastwisko, ale długo na nią nie czekałam, ponieważ pasła się niedaleko wejścia i od razu do mnie podeszła, gdy weszłam na padok. Załozyłam jej kantarek sznurkowy na głowę, ale nie podpinałam liny, grunt, że klacz szła za mną. Była prawie czysta, miała lekkie zaklejki na zadzie, których nie chciało mi się czyścić. Kopyta też miała czyste. Wobec tego poszłyśmy do siodlarni, wzięłam siodło i ogłowie, szybko osiodłałam i okiełznałam Botę, po czym założyłam kask tudzież wzięłam bat i poszłyśmy na ujeżdżalnię.
Na ujeżdżalni dosiadłam Boty (wierciła się, ale przez pare minut poćwiczyłam z nią kręcenie kółek przy wsiadaniu i odechciało jej się wiercić). Następnie lekko podciągnełam popręg, puściłam luźno wodze i zaczęłyśmy na razie tylko stępować do okoła ujeżdżalni. Bota była na pastwisku, więc mogłyśmy stępować zaledwie pięć minut by klacz była gotowa do kłusa. Zrobiłyśmy po dwa okrążenia wokół ujeżdżalni, na luźnej wodzy, a ja dbałam właściwie tylko o to, by Bota szła bardzo energicznie.
Stwierdziłam, że już możemy kłusować. Nie zbierałam wodzy, tylko lekko zadziałałam dosiadem. Bota nie zareagowała, tylko przyśpieszyła kroku, więc natychmiast powtórzyłam pomoc dodając lekki nacisk udami. Bota ruszyła kłusem, zwiesiła głowę i rozciągneła się, a ja starałam się anglezować w równowadze bez utrzymywania kontaktu (co nie jest wcale proste). Po jednym okrążeniu zmieniłyśmy kierunek po przekątnej, o co poprosiłam Botę wysiadując kłus i wskazując jej kierunek dosiadem. Wykonałyśmy jeszcze jedno okrążenie w kłusie swobodnym i zaczełam zbierać wodze, zarazem wysiadując kłus.
Właściwa praca
Dla urozmaicenia pracy, po złapaniu kontaktu (na razie lekkiego, ciągłe półparady, żucie z ręki, chciałam by klacz oparła się lekko na wędzidle zarazem wyciągając szyję w dół) zaczęłam ćwiczyć skręty. Zależało mi na tym, by nie skręcac od działania wodzy, tylko najpierw podziałać dosiadem, następnie udami i łydkami, na koniec wodzami. Jednak codzienne intensywne i konsekwentne treningi pozwalają nam na wykonywanie skrętu przez podziałanie dosiadem i wypchnięcie konia. Zaczęłam więc od kręcenia wężyka po całej ujeżdżalni. Następnie wykonywałam serpentynę i starałam się, by wykonywać obydwie figury naprzemeinnie oraz najpierw wykonywać je w intensywnym kłusie pośrednim a następnie w wolnym kłusie roboczym.
Nim przeszłam do stępa nabrałam jeszcze mocniejszego kontaktu, lekkimi półparadami poprosiłam Botę o ustąpienie głową i mocniejsze ustawienie. Wypchnełam ją łydkami do przodu, by jej chód był zdecydowanie bardziej intensywny, tylnie nogi mocniej wkraczały pod kłodę, co zaowocowało o wiele stabilniejszym ustawieniem konia. Nie zwalniając kontaktu, na tak samo napiętych wodzach przeszłam do stępa, proszą Botę o ustępowanie od łydki na długości czterech metrów od ściany w prawo i następnie powrót do ściany przez ustępowanie w lewo. Musiałam mocniej zadziałać wstrzymującą zewnętrzną wodzą i spychającą wewnętrzną, bo pierwsze kroki Boty były trochę niepewne, jakby nie odczytała moich pomocy. Wyjechałyśmy na prostą, na krótkiej ścianie skręciłam na linię środkową i zaczęłam zatrzymywania. Poprzez wstrzymanie dosiadu i zamknięcie łydek i końcową paradę wodzami zatrzymałam Botę, która staneła idealnie równo wszystkimi nogami. Leciutko odpuściłam kontakt, wysuwając dłonie o dwa, trzy centymetry do przodu. Policzyłam do pięciu i dosiadem poprosiłam o ruszenie stępem do przodu. To samo powtórzyłam jeszcze dwa razy na długości linii środkowej.
Wciąż na tym samym kontakcie wykonałam zagalopowanie w narożniku i wjechałam na koło. Poprosiłam Botę najpierw o intensywny galop roboczy, na dużym, dwudziestometrowym kole. Po trzech okrążeniach poczułam, że Bota rozluźnia się w potylicy, lżej opiera na wędzidla, rozciąga. Poprosiłam w tym momencie o mocniejsze zgięcie w potyli, ustąpienie nosem, mocniejsze zganaszowanie, jednak bez zmiany tempa i intensywnosci ruchu. Od razu poczułam różnicę, bo galop stał się lżejszy, bardziej energiczny i mniej wymuszony. W takim zebranym galopie wykonałyśmy jedno koło i jedno pełne okrążenie, poczym przeszłyśmy do wolnego kłusa pośredniego i zmieniłyśmy kierunek ruchu. Znów poprosiłam o zagalopowanie i na kole tak samo jak poprzednio czekałam, aż poczuję akceptację ruchu ze strony Botaniki. Po rozluźnieniu i rozciągnięciu znów poprosiłam ją o ustawienie, przy czym lekko zmniejszyłam koło, by energię skumulować bardziej na zadnich nogach. Skierowałam Botę na obwód ujeżdżalni i przez ostatnie dwadziescia metrów galopu dałam jej zupełnie luźną wodzę, pozwalając znów rozciągnąć się. Następnie dosiadem wstrzymałam ją i pozwoliłam stępować na luźnej wodzy.
Z moich komórkowych obliczeń wynikało, że zostało mi jeszcze dwadzieścia minut, czyli około dwunastu minut pracy i ośmiu minut stępa. Podjechałam więc do poidła zewnętrznego i pozwoliłam napić się Botanice – będzie jeszcze pracować, więc jeśli teraz się napije, to nic się nie stanie. Po tej krótkiej przerwie raz jeszcze zebrałam wodze i idąc intensywnym stępem ustawiłam ją w prawo. Poprosiłam o zagalopowanie, a na długiej ścianie skierowałam ją na serpentynę – wyginamy się do początków kontrgalopu, co wcale nie jest łatwe. Bota wygalopowała spowrotem do ściany w przeciwnym ustawieniu, jednak nie wyszło to płynnie. Powtórzyłyśmy to ćwiczenie na drugiej ścianie i raz jeszcze na pierwszej. Przeszłam do kłusa, po przekatnej zmieniłam kierunek i raz jeszcze zagalopowałam, w drugą stronę. Znów powtarzając ćwiczenie z potrójną serpentyną poćwiczyłam kontrgalop, który i teraz wyszedł bardzo niesprawnie. Jednak bardzo dobrze, że klacz nie zmienia nogi, bo poprzednio gdy ćwiczyłyśmy parokrotnie przeszła do kłusa lub zmieniła lotnie nogę. Po tym ćwiczeniu dałam Bocie luźną wodzę.
Zakończenie
Stępowałyśmy dobre osiem minut, jednak zdjęłam Botanice ogłowie i pozwoliłam chodzić na całkowicie dowolnym ustawieniu szyi, czyli głową przy ziemi. Poluźniłam popręg i po ośmiu minutach zeszłam. Bocie zdjęłam siodło i natychmiast wytarzała się jeszcze na ujeżdżalni. Cała wybrudzona została wypuszczona na padok, gdzie ponownie się wytarzała i uśmiechnięta postepowała do Dump Persii.
Trener: FITF
Post został pochwalony 0 razy
|
|