Malwa
Właścicielka Stajni

Dołączył: 10 Sie 2007
Posty: 195
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/3
|
Wysłany: Sob 15:06, 11 Sie 2007 Temat postu: Relacja z pracy nad posłuszeństwem |
|
|
Minęło juz pięć miesięcy od czasu kiedy Botanika trafiła do mnie. 5 miesięcy! Nawet nie wyobrażacie sobie ile przez ten czas zrobiłyśmy. Oczywiście problemy z czyszczeniem Boty już dawno minęły. Czyszczenie to drobiazg. Dzięki spokojnym ćwiczeniom i regularnej pracy na round-penie Bota podaje teraz nogi niezależnie od tego, czy jest uwiązana czy też nie oraz niezależnie czy jest na dworze czy też w stajni. To bardzo wygodne, bo zawsze mogę sprawdzić, czy cos nie ugrzęzło jej w kopycie.
Poprzednio pisałam kiedy ćwiczyłyśmy odwagę z torebką. Powtórzyłyśmy to samo w ciągu kolejnych pięciu dni. Ćwiczyłyśmy również spokój na wystrzały (specjalnie pożyczyłam od znajomego ślepaka), spokój przy torebce pełnej puszek, nagłe hałasy, wyskakujących ludzi, samochody i spokój na jezdni i w mieście (chodziłam na spacery). Ponieważ do tej pory nie miałam gdzie ćwiczyć, nadal możemy mieć problemy z wodą. Owszem, mogę ją wykąpac, ale jeszcze nie próbowałyśmy wchodzić do wody.
Ponieważ w wirtualu łatwo jest cos napisać, a trudno udowodnić, postanowiłam Wam pokazać co już umiemy. Zabrałam więc Botanikę z padoku - przychodzi lub przybiega kłusikiem gdy się na nią zagwiżdże (efekt szkolenia marchewkowego). Czasem jej się nie chce, szczególnie, gdy właśnie sie ją wypuściło. Zabrałam ją więc od razu na ujeżdżalnię. nie miała na sobie kantara, ale szła za mną - raz gdy sie schyliła po trawę dostała ode mnie psztyczka w nos i pociągnełam ją za grzywę, więc dalsze piętnaście metrów przeszła już bez przystanku na popas. Na ujeżdżalni najpierw zabawy, ale pomijając grę pierwszą.
Na jeża już reaguje. nie ucieka tak jak była źrebakiem, czyli mogę ją dotknąć, a ona ustępuje od nacisku. Pokazałam to na piersi. Dotykam palcem - dotykam samej sierści - koń cofa. Płynnie, dwie nogi na raz do tyłu. Przeszłam do jej zadu i powtórzyłam to samo. Krok do przodu. Teraz na bok. Przyłożyłam pięść do tego miejsca, gdzie w przyszłości będzie leżeć łydka. Nie zrobiła kroku w bok, ale okręciła sie na tylniej nodze (coś w rodzaju zwrotu na zadzie). Teraz dynamiczniej. Wycelowałam palcem w jej zad. Ustąpiła, mimo, ze jej nie dotknęłam. Stanęłam przed nią i zaczęłam skakac przed nią raz w lewo, raz w prawo, tak, jakbym nie mogła sie zdecydować, czy chcę wycelować palcem w zad po prawej czy po lewej stronie. Klacz za każdym razem odpowiadała, huśtając się wraz z ze mną. Teraz wskazałam palcem na jej głowę. Okręciła się na zadzie, by po chwili zwrócić się znów w moim kierunku. Zrobiłam ruch ręką, jakbym coś strzepywała, otrząsała mokre ręce. Bota zaczęła cofać. Przerwałam potrząsanie kiedy zrobiła pełne sześć kroków do tyłu. Wyciągnełam otwartą dłoń - Bota przyszła. Kolejne ćwiczenie to okrążanie. Nie jesteśmy w tym jeszcze zbyt dobre, podskoczyłam więc po lonże. Bota nie miała nic na głowie, ale zawiązałam luxną pętlę wokół jej kłody, w miejscu popręgu. Dzięki temu Botę utrzymywałam na kole. Jest to tylko pomoc, oczywiście gdyby chciała, od razu by sie wyrwała. Ale jeszcze za mało umiemy by całkiem lonżować konia bez niczego. Stnanęłam przed nią, odesłałam ją na koło galopem, stanełam bez ruchu. Bota lekko napierała na lonżę, zrobiła dwa koła. Spojrzałam na jej zad, przybiegła do mnie. Kazałam jej skuścić głowe, co dla niej jest nagrodą. Bum! Teraz w drugą stronę galop i po chwili moment ze zwieszoną głowa, kiedy koń może chwilkę odpocząć. Chodów bocznych jeszcze nie zaczęłyśmy, bałam sie, czy aby na pewno mogę jej fundowac takie zabawy. Jednak odrobinę umiemy - pokazałam ustępowanie od łydki po dwa kroki na każdą stronę. Na koniec stanęłam metr od ogrodzenia i wciąż mając klacz na lonży zawiniętej wokół kłody wskazałam palcem na zad jednocześnie lekko ciągnąc za linę. Botanika załapała dopiero po chwili i przeszła grzecznie stępem między mną a ogrodzeniem, lekko mnie popychając (za mało miejsca jednak jej zrobiłam). Powtórzyłysmy raz jeszcze na drugą stronę, ale lekko sie odsunęłam. To było 6 z 7 gier.
Najlepsze zostawiłam Wam na koniec. Przygotowałam bat majacy na końcu strzępek plastykowej torebki oraz wielką plastykową płachtę. Uwaga! Odpięłam lonże od Botaniki i nakazałam jej nie ruszać się. Wzięłam bacik i stanełam za nią. Z całych sił wywijałam nad nią batem, waląc z całych sił o ziemię raz z jednej raz z drugiej strony jej ciała. Bota lekko nastawiła uszy do tyłu, ale nie ruszyła się. Tyle razy to już ćwiczyłyśmy... Teraz wzięłam folię i zarzuciłam jej na grzbiet. Ma dopiero półtora roku, ale stała znudzona - piękno ćwiczeń nad spokojem. Zignorowała takiego strasznego drapieżnika jak płachtę z folii plastykowej!
Dziś jeszcze skoczyłyśmy na spacer, pobiegać sobie przez dwadzieścia minut w terenie.
Trener: FITF
Post został pochwalony 0 razy
|
|