Forum WSR Du Weldenvarden (Fuksja) Strona Główna WSR Du Weldenvarden (Fuksja)
Wirtualna Stajnia Rysunkowa
 
 » FAQ   » Szukaj   » Użytkownicy   » Grupy  » Galerie   » Rejestracja 
 » Profil   » Zaloguj się, by sprawdzić wiadomości   » Zaloguj 

Teren - pobliska droga i las

 
To forum jest zablokowane, nie możesz pisać dodawać ani zmieniać na nim czegokolwiek   Ten temat jest zablokowany bez możliwości zmiany postów lub pisania odpowiedzi    Forum WSR Du Weldenvarden (Fuksja) Strona Główna -> Archwiwum
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Malwa
Właścicielka Stajni
Właścicielka Stajni



Dołączył: 10 Sie 2007
Posty: 195
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3

PostWysłany: Śro 12:51, 21 Maj 2008    Temat postu: Teren - pobliska droga i las

Mając na sobie zwyczajne ciuchy (tylko oficerki typowo jeździeckie) weszłam do boksu Magnum. Była czysta jak nigdy, postanowiłam wyczyścić tylko grzbiet i boki w miejscu siodła. Tak zrobiłam. Mag przyjaźnie rżała podczas zabiegu. Kieszonkowa kopystką rozczyściłam jej kopyta i prowadząc za kantar, wyprowadziłam na korytarz. Tam uwiązałam ją. Poszłam po sprzęt.
Wzięłam siodło wszechstronne, tranzelkę i zaczęłam się rozglądać za jej czaprakiem treningowym. W końcu znalazłam go za szafką, musiał spaść. Był strasznie brudny - nie nadawał się do pracy. Nie znalazłam też cienkiego potnika letniego. Mogłam wziąć każdy inny, chociażby zwyczajny bawełniany, ale zrezygnowałam. Zaniosłam sprzęt do klaczy. Kiedy zobaczyła, co niosę, machnęła od niechcenia nogą, dając mi do zrozumienia, że nie chce jej się jeździć. Zostawiłam siodła na podręcznym stojaku, na to położyłam ogłowie, wędzidło zawiesiłam na haczyku, by się nie pobrudziło. Poszłam na drugi koniec korytarza i wzięłam wiszący na barierce wojłok. Uznałam, że się nada, bo nigdy nie wiadomo, co Magnumka zrobi w terenie, a wojłok jest przynajmniej wytrzymały i wzorzysty, więc brudu na nim nie widać. Wróciłam do znudzonej klaczki i pogłaskałam ją po rudej grzywie.
- Dziś się nie będziesz nudzić - jedziemy w teren, a to kochasz - powiedziałam.
Poskładałam kocyk, włożyłam na jej grzbiet, na to siodło, na łeb - ogłowie z wędzidłem gumowym. Tak uzbrojona klacz wyszła ze stajni w promienie słońca. Na dziedzińcu przedłużyłam strzemiona i wsiadłam na nią z płotku.
Popchnęłam ja lekko dosiadem. Zerwała się jak szalona. Skróciłam wodze i doprowadziłam ją do porządku.
- Nie wyrywaj się, na drodze się rozpędzisz - skarciłam ją głosem.
Dziedziniec stajenny jest duży, więc na nim ją rozgrzałam. Robiłyśmy duże łuki, proste w stepie, potem w kłusie. Mag wyraźnie sie niecierpliwiła, więc dałam jej komendę na przyspieszenie i dotarłyśmy do bramy pastwiska. Całą jego szerokość pokonałyśmy szybkim galopem. Jakieś 20 metrów przed bramą prowadzącą w tereny zaczęłam zwalniać. Do ogrodzenia dobrnęłyśmy już w kłusie. Zatrzymała się, a ja z jej grzbietu przesunęłam zasuwę i pchnęłam bramkę. Potem zlazłam z klaczy i zamknęłam dokładnie odrzwia.
Wziewam wodze i postanowiłam poprowadzić ja przez te kilkadziesiąt metrów aż do drogi. Skróciłam strzemiona, żeby nie latały i jej nie płoszyły.

Magnuma szła kłusem, co chwila przerywanym taktami ze stępa lub nawet galopu. Tak nierówno dotarłyśmy do ścieżki. Dokoła rosły pojedyncze drzewa. Ze ścieżki zostało tylko jakieś 15 metrów o drogi - już ją widziałam, bo krzaki jej nie zasłaniały. Pokonałyśmy je wolnym stępem. Zerwałam z pobliskiej jabłoni dwa jabłka - dla siebie i dla mojej Magnum. Zatrzymałyśmy się i pod drzewem spożyłyśmy owoce i pobiegłyśmy do chodnika.

Na drodze wydłużyłam puśliska i znów dosiadłam klaczy, kiedy stała ogryzając liście z drzewa. Przypomniałam jej o sobie i spróbowałam sterować nią głosem.
- Wio! No, Marcant, ruszaj - trudno mi było powstrzymać się przed odruchowym sygnałem - dosiadem. Obróciła tylko lekko głowę i machnęła nogą. Powtórzyłam komendę.
- Ruszaj, wio!
Ruszyła. Wróciłam do pomocy typu dosiad i łydka - to jest najpewniejsze. Łydką lekko skręciłyśmy i w końcu szła prosto po drodze. Wszystko odbywało się na stałym kontakcie.
Po kwadransie stępo-kłusa Mag zaczęła się ewidentnie nudzić. Wiedziałam, czego pragnie - prędkości i wyzwań. To jej to dam.
Przeszłyśmy w galop. Marcantka wreszcie naprawdę poczuła wiatr w grzywie. Czułam, jak miarowo oddycha, jak jej nogi opadają na twardą kostkę. Kiedy już się trochę zmęczyła i pierwsza euforia minęła, zwolniła, ale nadal galopowała. Pomyślałam, że niedługo dobiegniemy do mostu nad rzeką. Zaraz po nim droga się rozgałęzia - na szeroką ulicę którą nikt nie jeździ (tylko konie, rowery i piesi) i na wąską ścieżkę leśną, która prowadzi do strumienia. Uznałam, że wybiorę ścieżkę leśną, i przez polanę dojadę do gospodarstw. A stamtąd tylko półgodziny jazdy szosą do Centrum.
Tak zrobiłam. Przeszłyśmy przez most kłusem na stałym kontakcie. Klacz wyczuła mój zamiar i chyba zaczęła skręcać w las zanim ją o to poprosiłam. W lesie znów z niej zeszłam i poprowadziłam aż na polanę, przez którą biegnie zygzak strumyka. Woda w nim jest czysta i chłodna. Zatrzymałyśmy sie na chwilkę na polanie. Magnum stała sobie i patrzyła na mnie jednym okiem.
- Dziś dojedziemy do SC i tam chwilkę poczekasz. Ale co to dla ciebie - bo to raz to robiłaś?
Zrobiła minę, jakby nie tylko wszystko zrozumiała, ale jakby tez mówiła: "phi! Dla mnie takie coś to pestka, ja się nie boję - wiem, że do mnie wrócisz".
Znów jej dosiadłam skręciłyśmy w las. Po minucie wyszłyśmy z gąszczu na pola. Pszenica mieniła sie złoto. Wyglądało to pięknie. Niedaleko widać było wiejskie domki i stajnie. Dałam sygnał do galopu - Magnumka znów się rozpędziła. Przy końcu ścieżki zwolniła. Łydka - i łagodny skręt na drogę. Przed nami widać było gmach Centrum i stajnie w centrlace. Nieco dalej - wielki hipodrom RZJ'u i hala All4Rysuala. A hen, w oddali - lazurowe morze.
- Fajnie by było pogalopować teraz brzegiem, co? - zapytam klacz. - Ale nie mam już siły na to, nie dziś.
Popchnęłam ją dosiadem, by ruszyła. Zerwała sie i popędziła przed siebie. Skróciłam wodze i przeszłam w kłus.
Jechałyśmy spokojnie, kiedy zobaczyłam, że na drodze leży wąska kłoda drzewka.
- Co to tu robi? Dziwne...
Na oko przeszkoda nie mierzyła więcej, niż 30 centymetrów. Nie chciałam ryzykować skoku, więc musiałyśmy sie przeprawić przez trawy pobocza. Trochę nam zeszło, ale udało się.
Potem szło bez problemów. Kłusem doprowadziła mnie do Centralki, gdzie zostawiłam ją na padoku, który już poniekąd zna. Sama weszłam do budynku.
W środku było pełno ludzi. Wszystkie pięć tablic informacyjnych jak zwykle pękało w szwach. Kilka osób czytało ogłoszenia. Przywitałam się i poszłam do pokoju offtop'ów. Była tam tylko horse_lover. Chwilę z nią pogadałam, potem poszłam do szatni i otworzyłam moją szafkę.
No tak, tu tutaj zostawiłam ten potnik. Wzięłam go do centralki w jakiejś sprawie i zapomniałam zabrać z powrotem. Teraz to zrobiłam.
Kiedy wróciłam do SC, Magnum stała sobie na padoku. Osiodłałam ją od nowa i, z potnikiem w dłoni, już któryś z rzędu dziś raz, wsiadłam na nią.

***

Do Fuksji wracałyśmy zmęczone, ale szczęśliwe. Praktycznie wcale nie prowadziłam - klacz wracała sama, zna tą drogę. Ja całą jazdę zajmowałam się obserwowaniem miejsca, w którym jej grzywa kończy się przy kłębie. Fascynujące, prawda?


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez Malwa dnia Wto 17:54, 12 Sie 2008, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Wyświetl posty z ostatnich:   
To forum jest zablokowane, nie możesz pisać dodawać ani zmieniać na nim czegokolwiek   Ten temat jest zablokowany bez możliwości zmiany postów lub pisania odpowiedzi    Forum WSR Du Weldenvarden (Fuksja) Strona Główna -> Archwiwum Wszystkie czasy w strefie EET (Europa)
Strona 1 z 1

 
Skocz do:  
Możesz pisać nowe tematy
Możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach


fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB © 2001, 2005 phpBB Group
subMildev free theme by spleen & Programosy
Regulamin