Malwa
Właścicielka Stajni
![Właścicielka Stajni Właścicielka Stajni](http://img210.imageshack.us/img210/1600/primerosecx1.png)
Dołączył: 10 Sie 2007
Posty: 195
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/3
|
Wysłany: Sob 15:08, 11 Sie 2007 Temat postu: Zajeżdżanie Botaniki |
|
|
kiedy: Bocia ma trzy lata
Czy można o tym powiedzieć "zajeżdżanie"? Dla człowieka to zajeżdżanie, ale dla Botaniki to powolny proces - nawet nie zauwazyła, że coś się zmieniło.
Odkąd ją mam codziennie obejmuję ją i dotykam w miejscu popręgu. Jak była źrebaczkiem nie raz się lekko nad nią pochylałam, a gry była strasza - opierałam. I co ona miała na swoim grzbiecie! torebki, torby, pluszaki, poduszki, krzesła - o siodle nie wspominając. Skakałam koło niej na wszelkie sposoby, opierałam ręce na grzbiecie i podskakiwałam obok. A i nie raz sie przewiesiłam przez grzbiet. Botanika jest zajeżdżana odkąd ją mam. Więc gdy zaprowadziłam ją pół roku temu na ropund-pen i połączyłam po dziesięciu minutach, następnie chwilę pobawiłam się w ustępowanie od nacisku, potem zrobiłam friendly z siodłem, popodskakiwałam, przewiesiłam się przez siodło, w końcu usiadłam - Botanice to wisiało. Człowiek obok, człowiek podskakujący, człowiek siedzący - to wszystko to w końcu przecież zabawa. Gdzieś daleko szły konie zaprzęzone do bryczki. Botanika im się uwaznie przyglądała, kiedy ja zastanawiałam się co dalej zrobić. Lekko więc popchnęłam ja dosiadem. Bota lekko skuliła uszy. O! Coś nowego! Nieprzyjemnego! Tej komendy, dosiadu, jeszcze nie znała. Ale znała świetnie cmokanie. Powtórzyłam więc dziłanie dosiadem i cmoknełam. Botanika nie miała bardzo skulonych uszu, ale całemu światu oznajmiała, że jej sie to nie podoba. Za chwilę jednak znów zauwazyła inne konie i gdy one znów zniknęły - ta chyba już zapomniała, że cos jest nie tak.
Nie wiem, czy miałyście kiedyś doczynienia z koniem, który od małego jest uczony zycia z człowiekiem metodami naturalnymi. Dość powiedzieć, że Bota znała świetnie już reakcje na cmoknięcie i na wydech powietrza. Nie dziwcie się więc i nie uważajcie, że idealizuję, gdy powiem, że po trzech próbach bota szła do przodu na dosiad i zatrzymywała się od wydechu powietrza - czyli na dosiad. Spróbowałyśmy zakłusować. Gdyby Bota wcześniej nie chodziła trochę z siodłem, zapewne by teraz zaczęła brykać, ale miała już styczność z zaciśniętym popręgiem. Z kłusem z zatrzymywaniem i ruyszaniem tak samo - ja wydech, ona do stępa. Ja pcham dosiadem - ona do chodu wyżej. Postanowiłam jednak dziś nie galopowac, bo to wszystko ma być zabawę. Wyciągnęłam więc z kieszeni torebkę, pochyliłam sie do przodu i poszeleściłam za uchem. Zatrszygła uszami, spojrzała do tyłu zdziwiona, ale przecież to już świetnie zna... Postanowiłam więc pobawić się w okrążanie i jojo, ale z ziemi. W tym celu zsunęłam się z tylniego łeku do tyłu, usiadłam na zadzie i ześlizgnełam sie za zadem z konia. Bota zna moje dziwactwa, więc zareagowała bez rewelacji. Przymknęła oczy oznajmiając że to jest nuuudne i że mogłabym się wysilić na coś więcej. Chce czegoś więcej...? To jej to dam. I poszłyśmy na trawkę na pola za stajnią.
Trener: FITF
Post został pochwalony 0 razy
|
|