|
WSR Du Weldenvarden (Fuksja) Wirtualna Stajnia Rysunkowa
|
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
Av.
Pensjonariuszka
Dołączył: 01 Mar 2009
Posty: 16
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/3
|
Wysłany: Nie 19:55, 01 Mar 2009 Temat postu: Trening ujeżdżeniowy L |
|
|
Po jeździe na Light postanowiłam popracować trochę z Chiller. A może inaczej: sprawdzić jej umiejętności. Więc kiedy wróciłam z domu, z kawy, którą wcisnęła mi moja mama i ciacha, które wcisnęła mi dla odmiany mama Maćka skierowałam się do siodlarni. Wzięłam nowiusi sprzęt Chiller (prócz siodła bo ono jest po Zorku) i zaniosłam go pod boks klaczy. Light wyschła już i miała na sobie derkę zimową. Weszłam więc do boksu fjordki i zdjęłam jej zimową derkę zakupioną niedawno od Arabiki Bardzo się przydała gdyż przyjechała do nas już ogolona, a swojej nie miała. Na hali mamy nowe drągi więc można sprawdzić czego klacz się boi. Zmiotłam z jej sierści szczotką kurz z wierzchu i założyłam ogłowie. Wyprowadziłam ją na korytarz i wyczyściłam kopyta. Następnie z ogona wyciągnęłam słomę i wyczesałam z grubsza. Jeszcze przeciściłam głowę i przeczesałam grzywkę. Pozapinałam paski przy ogłowiu, następnie zaczęłam zakładać bordowe owijki na jej nogi. Kiedy upewniłam się, że nie spadną założyłam jej powoli siodło na grzbiet i powoli podpięłam popręg ujeżdżeniowy. Przyjęła to bez większych problemów dlatego podpięłam go mocniej. Zarzuciłam jej jeszcze derkę polarową i wyprowadziłam ją ze stajni. Skierowałyśmy się w stronę hali.
*****
Kiedy dotarłam z klaczą na halę (w między czasie wystraszyła się jakiejś siatki porwanej z wiatrem) popuściłam strzemiona i podpięłam jeszcze popręg. Wsiadłam na nią ze schodków aby nie zsunąć z niej siodła. Na średniej długości wodzach ruszyła stępem. Chciałam jej oddać całkowicie wodzę, lecz w porę się opanowałam - przecież pierwszy raz w życiu na niej siedzę. Nie znam jej. Na razie wydawała się być super. Poklepywałam ją co jakiś czas aby uspokoić. Mogła być jeszcze zestresowana, to nowe miejsce. Po za tym w tej stajni jest pierwszy raz. I w tej hali. Po 15 minutach stępa postanowiłam odpuścić sobie drążki. Zwłaszcza te "straszne". Wyjechałam na chwilę z hali i poprosiłam Olegaria o sprzątnięcie drągów z hali. Po 5 minutach wszystko było gotowe. Wjechałam z powrotem do hali, poklepałam ją i podciągnęłam o dziurkę popręg tak dla bezpieczeństwa. Skróciłam trochę wodzę i dałam jej łydkę do kłusa. Grzecznie ruszyła kłusem, lecz odrobinę za szybkim. Wiadomo - stres. Starałam się być wyluzowana aby nie pokazywać klaczy swojego stresu. Poprosiłam ją o podstawienie zadu - zadanie wykonała prost idealnie niekiedy wyszarpując mi wodzę z rąk. Szybko to jednak korygowałyśmy. Klepałam ją co jakiś czas i przechodziła na chwilę do stępa dać jej złapać oddech. W kłusie dużo ją wyginałam na woltach i stopniowo oduczałam oparcia na lewej wodzy - tak będzie nam łatwiej. Po rozgrzaniu jej prosiłam ją o wydłużenia kroku na długich ścianach, zaś na krótkich o skrócenie. To ćwiczenie wychodziło jej fenomenalnie. Zupełnie tak samo jak półwolty odwrócone czy wężyki i serpentyny. Po pewnym czasie poprosiłam ją o stęp i oddałam jej trochę wodzy aby mogła wydłużyć szyję. Kiedy zaczęła oddychać w miarę równie, sprawdziłam popręg, a potem skróciłam wodzę. Zmieniłam kierunek na lewo i poprosiłam ją o zakłusowanie. Po chwili kiedy kłusowała już w miarę dobrym tempie i złapała rytm w narożniku hali usiadłam w siodło i przyłożyłam łydkę do popręgu. Niestety, nie ma tak kolorowo jak się zapowiadało. Klacz skuliła tylko uszy i przyśpieszyła. Najwidoczniej nie nauczono jej prawidłowo zagalopowywać. Okey, będę cierpliwa. Skróciłam stopniowo kłus i przygotowałam bacik. Powtórzyłam czynność, lecz kiedy nie zareagowała przyłożyłam bacik do jej zadu co wyraźnie ją zdenerwowało. Położyła uszy po sobie i wystrzeliła do przodu pełnym galopem. Nawet nie myślała o zwolnieniu. Dobrze niech się klaczuchna wybiega. Po kilku kółkach wyraźnie zwolniła. Usiadłam więc w siodło i zaczęłam pracować nad zaokrągleniem jej szyi i podstawieniem zadu. Kiedy wykonała moje polecenie zaczęłam robić wolty. Dużo wolt o różnych kształtach w różnych miejscach. Po chwili poprosiłam ją o kłus, po innej chwili o stęp. Chwilka stępa aby złapała dech i zmiana kierunku. Ponowne zakłusowanie i zagalopowanie. Niestety pryzy zagalopowywaniu znowu musiałam pomóc sobie bacikiem. Tym razem zagalopowała bez wystrzelania do przodu jak korek z butelki. Galopował już raczej normalnie. I znowu praca na woltach, wyginanie itp. Znów próbowałam ją odzwyczaić od oparcia na lewej wodzy. Po kilku minutach ćwiczeń przeszłam do kłusa i bez obaw już wypuściłam stopniowo wodze z rąk (rzucie z ręki) co wyszło jej wyśmienicie. Kłus taki dla złapania tchu na obie strony i do stępa. Jakieś 5 minut stępa aby trochę odparowała i założyłam jej derkę. Popuściłam popręg i zsiadłam. Podciągnęłam strzemiona i zdjęłam jej siodło. Zapięłam derkę i pochodziłam z nią tak z 10 minut. Później zabrałam siodło i klacz do stajni. Odniosłam szybko siodło do siodlarni, potem odwinęłam klaczy nogi. Zdjęłam ogłowie i wpuściłam do boksu. Oczywiście dałam klaczuchnie marchewkę. Zawinęłam porządnie owijki i zamknęłam boks Chiller. Dałam jeszcze Light marchew bo się domagała i zaniosłam cały nowiusi sprzęt do siodlarni
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
|
|
|
|
Nie możesz pisać nowych tematów Nie możesz odpowiadać w tematach Nie możesz zmieniać swoich postów Nie możesz usuwać swoich postów Nie możesz głosować w ankietach
|
|